piątek, 15 kwietnia 2016

Wracamy po przerwie!




Hej!
Wiemy, rozdziału nie było od listopada, ale niestety ja nie miałam dostępu do internetu i szczerze mówiąc wypaliłam się. Ta historia była pierwszą jaką zaczęłam pisać i która odniosła moim zdaniem niewielki sukces. Prowadzę go już ponad trzy lata, ale po tym czasie nieco mnie to zmęczyło. Zabrakło pomysłów, planu. Mimo, ze chciałam kontynuować. Potrzebowałam czasu żeby sobie to wszystko pookładać. A Emi cóż, ma ona prace i inne obowiązki. Kiedy masz już te dwadzieścia lat to nie jest już zabawa. Jednak wygląda na to, ze wszystko wraca do normy i obie powrócimy do tworzenia dalszej historii Liama i Zayna.
Mam nadzieje, ze ktoś tu pozostał mimo tak długiej nieobecności.
Przepraszamy za tak długą przerwę.
Do następnego rozdziału!

piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 27

 Za oknami było już ciemno, najwyraźniej zaspałem. Liam siedział koło mnie na łóżku lecz na mnie nie patrzył. Jego twarz była zwrócona w stronę okna a wyraz twarzy zmartwiony. Czułem się już o wiele lepiej więc pewne było że to raczej nie mój stan zdrowia go tak niepokoił.
- Li? -Odezwałem się niepewnie.
- Hm?- Wydawał się być wyrwany z zadumy.
- Coś się stało?
- Opowiem ci jak zjesz śniadanie.
- Ale o co chodzi ?
- Prosiłeś mnie o przysługę pamiętasz??
- Yyy nie?
- Miałem poszukać informacji na temat JJ.
- Aaaa no i co tam masz?
- Dowiesz się jak zjesz.- Podsunął mi pod nos jajka i grzanki. Wiedziałem, że niczego się nie dowiem puki jedzenie nie zniknie więc zacząłem jeść. Gdy skończyłem Liam podał mi teczkę. Zwykłą szarą bez żadnego podpisu.
- Co to jest?
- Odpowiedzi na twoje pytania.
 Niezdarnie rozwiązałem sznureczki które trzymały teczkę w całości. Wewnątrz były stare wycinki artykułów i jakieś zdjęcia.
- Gdzie to znalazłeś?
- W miejskim archiwum. Dotyczą niejakiego Jamesa Jeffersona. Przez bliskich i znajomych nazywany był JJ.
- I gdzie on teraz jest?
- W grobie.- Zapadła głucha cisza. Spojrzałem na otwartą teczkę. Teraz po tym jednym zdaniu jakoś nie miałem odwagi zagłębiać się w jej wnętrze.
- Li.
- Na mnie nie patrz. Sam chciałeś żebym tego poszukał więc sam czytaj.
- Dobra sam tego chciałeś. Wziąłem drżącymi palcami pierwszy wycinek z gazety.

W zeszłym tygodniu dnia 26 maja, w naszym miasteczku miało miejsce tragiczne zdarzenie.


 Tego dnia odebrał sobie życie jeden z naszych młodych mieszkańców, James Jefferson, miał on zaledwie 20 lat gdy odszedł z tego świata. Przyczyna tej decyzji jest nie znana. Przy martwym chłopcu znaleziono alkohol oraz leki nasenne. Wszyscy znajomi i bliscy opłakują śmierć chłopca.


Zgodnie z życzeniem matki zmarłego prosimy by każdy kto wie coś o przyczynie jego decyzji skontaktował się z nią oraz z Londyńską policją która prowadzi tę sprawę..."


 Dalej znajdowały się kolejno kondolencje dla matki chłopaka i przestroga dla innych młodych ludzi.
 Nie wiedziałem co o tym myśleć przecież ten chłopak zmarł 30 lat temu więc jak u licha mógł bym go widzieć? Jest tylko jedna odpowiedź na to pytanie. To musi być ktoś inny.
 - Liam ale to są informacje z przed 30 lat a co z chwilą obecną?
- Sprawdzałem nikt od tamtego czasu nie mieszkał w tym miasteczku o inicjałach JJ.
- Tak ale może.
- Wiem co chcesz powiedzieć. Nie w okolicy również nie.
- Więc jak.
- Co jak?- Nie odpowiedziałem bo nie byłem w stanie. Mój wzrok padł na leżącą w teczce fotografię. Leżała tył na przód ale wiedziałem już co tam zobacze. Ostrożnie przewróciłem kartonik. Na odwrocie było dokładnie to co spodziewałem się ujrzeć. To był ten sam chłopka.
- Zayn źle się czujesz?- Liam wyglądał na bardzo zaniepokojonego.
- Nie, wszystko ok.
 Przejrzeliśmy całą zawartość teczki. Były tam różne artykuły ale w żadnym nie było napisane nic nowego.
- A i mam jeszcze to. Widocznie wpadłem jednej policjantce w oko i postanowiła mi mimo wszystko pomóc.- Uśmiechnął się podając mi kopertę. To był akt zgonu chłopaka potwierdzający przyczynę zgonu. " Zażycie zbyt dużej dawki leków przeciwbólowych popitych alkoholem.- Przedawkowanie leków."
- Fiu fiu jestem pełen podziwu dla twoich umiejętności dochodzeniowych.
- Spadaj.
- Ale jedno mnie ciekawi dlaczego kazałeś mi tego szukać.
- A tak poprostu...Chwila moment jak on miał na nazwisko? Jefferson?
- Tak.
- Tak jak była właścicielka tego domu. Czyli wychodzi na to, że to jej syna widze. - Przeszedł mnie dreszcz.
- Że co proszę ?
- Nie nic. Czyli my jako jedyni możemy dowiedzieć się co się wtedy stało.
- Jak niby. To było 30 Lat temu.
- Dziennik.
- Zayn nie wiem czy to jest dobry pomysł.
- Nie ale jedyny.
- Ok jak wyzdrowiejesz wrócimy do tego ale teraz dajemy spokój bo jesteś blady i słaby powinieneś odpoczywać i unikać sensacji.
 Jak był sens spierania się skoro wiedziałem że i tak nie wygram. Poddałem się więc i ułożyłem wygodnie na łózku.

         Moje ciało już się wyspało ale mój umysł nie chciał się pożegnać ze snem w którym moje marzenie było realne. Ile bym dał żeby te usta całowały mnie tak jak we śnie, by te ręce badały moje ciało a serce biło dla mnie. Życie jest bolesne. Pogodziłem się z tym już dawno. Nic nie układa się tak jakbyśmy chcieli, nie tworzymy swojej historii tak jak chcemy, los decyduje za nas. My nie mamy na nic wpływu mimo iż myślimy inaczej.

środa, 4 listopada 2015

Rozdział 26

Początkowo nie wiedziałem co się dzieje, ale dotyk tej dłoni sprawiał mi przyjemność. Była zimna, a moja twarz zdawała się płonąć co sprawiało wrażenie złączenia się ognia i lodu uczucie porażające. Jednak twarz osoby która mnie dotykala była rozmazana ale uczucie które we mnie wywołała sprawiły ze byłem pewny. To Liam.
Momentalnie usiadłem na łóżku co nie było mądrym posunięciem z mojej strony, bo ból przeszył moje ciało. No tak bieganie przez całą niemalże noc każdemu dało by sie we znaki. Jednak ból przyćmiła radośc na widok ukochanej osoby, a następnie ową radość zastąpiło inne uczucie. Złość. Uczucie niewyobrażalnej złości spowodowanej ulgą, że nic mu nie jest.
- Jak mogłeś tak poprostu wyjść nie było cię tyle czasu?! Co ty sobie wyobrażasz ?!
- Spokojnie, uspokuj sie to porozmawiamy.
- Jak się mam uspokoić, gdy ty się włóczysz w środku nocy cholera wie gdzie a ja... my odchodzimy od zmysłów?!
- Musiałem parę spraw przemyśleć.
- I?
- Co?
- To wszystko co masz do powiedzenia złamasie?
- I kto tu jest złamasem? To ty włóczyłeś się w burze szukając nie wiadomo czego. I prosze, są rezultaty.
Wystarczyło, że wszedłem do pokoju i już czuć było żar bijący z ciebie masz prawie 40 stopni gorączki idioto wiesz co mogło ci się stać?! Czy ty wogóle myślisz ?
- Nie miał bym jej gdybyś powiedział gdzie idziesz!
Odpowiedziała mi głucha cisza. Liam zdawał się być zasępiony. Gdy spojrzałem mu w oczu zrozumiałem. Czuł się winny a ja jeszcze powiekszyłem jego wyrzuty sumienia. Jedyne co mi zostało to obrucić sytuację w żart, ponieważ sprawienie mu smutku było ostatnią rzeczą jakiej chciałem.
- No widzisz przez Ciebie jestem chory, jak tak mogłeś noo? - Uśmiechnąłem się niewinnie wypowiadając te słowa. Liam uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał chociaż widziałem, że z trudem utrzymuje powage.
- Zgadzam się z Tobą mój czyn był karygodny.
- Owszem. - Teraz oboje dusiliśmy się ze śmiechu, chociaż mój kaszel miał w tym swój udział. Naprawdę nie czułem się dobrze.
- Więc rekompensata jest konieczna za tak haniebny występek. - Nie mogłem sie powstrzymać.
- Nawet mam pewien pomysł. - Jego mina stała się powarzna.
- Będę się Tobą opiekował do puki nie wyzdrowiejesz, będę czuwał w dzień i w nocy. - Brzmiał naprawdę przekonująco na początku myślałem, że się ze mnie nabija ale jednak mówił prawdę. Musiałem jednak się upewnić.
- Mówisz powarznie?
- To wszystko moja wina, to że teraz leżysz w łóżku z gorączką, że wylądowałeś w szpitalu i włóczyłeś się nocą po mieście które nie jest bezpieczne. Dlatego chcę to naprawić. Nawet nie wiesz ile znaczysz dla mnie. Ile wy wszyscy znaczycie. Bez was jestem nikim.
Zaparło mi dech. Li zauwarzył chyba że jestem nieco zakłopotany bo tym razem to on postanowił rozładować sytuację.
- Więc od dziś mów mi Strużu. -parsknąłem śmiechem ale mój entuzjastyczny wybuch powstrzymał atak kaszlu. Liam popatrzył na mnie zaniepokojony, i wydał swoje pierwsze rozporządzenie.
- W tym momencie zamykasz oczy i zasypiasz, potrzebujesz odpoczynku.
- Tak jest ! - Nie było sensu się dochodzić po za tym naprawde byłem zmęczony i potrzebowałem snu.
Tak jak nakazał Liam ułożyłem się w miarę wygodnie i zamknąłem oczy. Sen przyszedł szybko ale wraz z nim lęk. Lęk przed tym że gdy się obudzę jego nie będzie.
Obudziły mnie promienie słońca przeciskające się przez grube zasłony. Jedyne co mi przychodziło do głowy to przekleństwa. Ból skroni był tępy jak by ktoś raz za razem mnie ogłuszał. Przekręciłem się na drugi bok z dala od słonecznego wroga i zaciskając powieki próbowałem zasnąć. Jednak sen nie przychodził a uczucie bólu narastało coraz bardziej. Zrezygnowany postanowiłem zwlec się z łóżka lecz tym razem pokonały mnie zawroty głowy.
Jedyne co mogłem zrobić to ledz na materac spowrotem. Leżąc wpatrywałem się w sufit. Byłem bardzo ciekaw jak Liam będzie się mną opiekować. Moje myśli pobiegły nie w tym kierunku co trzeba pogłębiając tylko smutek jaki odczuwałem.
- Louis ma rację. To nie ma sensu.- Wyrwało mi się westchnienie.
- Co takiego nie ma sensu? - Li stanął w drzwiach wyraźnie zaciekawiony.
- Nic takiego. Co tam masz ? - Zapytałemy patrząc na tacę którą trzymał w ręku.
Przez chwilę wydawał się nie wiedzieć o czym mówię.
- Co? A tak . Mam dla Ciebie śniadanie i leki które masz grzecznie wziąć.
- Mój bohater jestem tak głodny że...
- Dobra dobra, nie gadaj tylko zjadaj. - Zabrałem się do pałaszowania kanapek
- Jak się czujesz ? - Zapytał zatroskany.
- Nie jest źle . - Skłamałem ale znał mnie za dobrze.
- Udam że ci wierze.
- Aż tak źle wyglądam?
- Bywało gorzej
- To miało być pocieszenie?
- Bynajmniej się starałem. - Na jego twarz wdarł się delikatny uśmiech. Był przy tym nieziemsko słodki niczym małe dziecko którym wszyscy się zachwycają.
- Wiesz że nie musisz tego robić?
- Ale czego?
- Nie musisz się mną opiekować.
- Wiem, ale chcę -Powiedział delikatnie przejeżdżając po mojej dłoni.
- Nie chce żebyś skakał w okół mnie i traktował mnie tak jakbym był ze szkła. Jestem tylko chory.
- Nie ważne czy jesteś chory czy zdrowy czy to tylko osłabienie czy gorszy dzień i tak będę się o ciebie martwił, troszczyl taka już moja rola.
- Liam...
- Cicho, powinieneść odpoczywać. Przyjde do ciebie później z obiadem a teraz idź spać.
- Problem w tym, że nie chce mi się spać.
- To odpocznij, nie wiem poczytaj książkę, obejrzyj coś. Nie prędko znów będziesz mógł się tak wylegiwać.
- Wiem. Mógłbyś coś dla mnie zrobić?
- Co?
- Sprawdź czy w okolicy mieszka chłopak na którego mówią JJ.
- Odbiło ci?
- Proszę zrób to dla mnie.
- Okey, ale ty się nigdzie nie ruszaj
- Obiecuje, nie wstane nawet gdyby zaatakowało mnie stado koni
- Ja nie żartuje Zayn. Będę cie sprawdzał.
- Dobrze tatusiu - powiedziałem głosem małego słodkiego dziecka.
- Nie zgrywaj się to nie są żarty. Jesteś poważnie chory i to moja wina. Gdybym nie zniknął nie musiałbyś mnie szukać. W sumie nie musiałeś tego robić.
- Ale chciałem.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Powiedzieć prawdę? Słuchaj Li szukałem cię bo zakochałem się w tobie. No tak przecież to takie normalne. Pewnie przybiłby mi piątkę i stwierdził spoko ja w sumie też i żylibyśmy długo i szczęśliwie jak w bajce, niestety to nie bajka tylko jebana rzeczywistość w której nic nie jest łatwe. Patrzyłem na niego usiłując wydobyć z siebie choć jedno słowo, jednak nadal panowała cisza.
- Ja tylko..... Chciałem - przerwało mi ciche pukanie do drzwi
- Proszę
- Siemka bro, można?
- Tak.... Znaczy teraz rozmawiam z Liamem
- Ale już wychodzę, nie będę cię męczył - Jak chcesz
- Dokończymy to później
- Okey. - Li znów pogłaskał moją dłoń i opuścił pokój zostawiając mnie z Louisem. Przez chwilę panowała cisza. Nie wiedziałem czy on czeka aż ja się odezwę czy po prostu nie wiedział co powiedzieć.
- Powiedziałeś mu?
- O czym?
- Dobrze wiesz o czym.
- Nie i nie mam zamiaru
- Zayn wiesz że...
- Nie chcę być niemiły ale chcę się przespać mógłbyś wyjść.
- Zobaczysz nic dobrego z tego nie wyjdzie.
- Dobranoc - powiedziałem odwracając się na bok. Nie chciałem go wygonić ale nie miałem zamiaru słuchać kolejnej pogadanki o tym, że mam powiedzieć prawdę, bo tak będzie lepiej, bo nie powinienem tego ukrywać. Może ja chciałem to ukrywać? Może nie chciałęm by ktokolwiek się dowiedział? Może to miała być moja słodka tajemnica? Szkoda tyko, że nikt na to nie zwracał uwagi.
- Nie spławisz mnie tak łatwo. Musisz z kimś porozmawiać
- Nie mam takiej potrzeby.
- Owszem masz.
- Nie sądze.
- Malik nie denerwuj mnie. Jest ktoś kto chciałby z tobą porozmawiać.i masz z nią porozmawiać czy tego chcesz czy nie. A i żeby było jasne masz być miły.
- Lou na serio nie chcę z nikim rozmawiać ok? Nie mam....
- El już czeka mam odesłać ją do domu?
- Jak to Elounor? Co ona tu robi?
- Czeka na to by z tobą pogadać.
- Niby o czym? Chyba jej nie powiedziałeś?
- Nie musiałem. Sama się domyśliła.
- Świetnie.
- Stary nie jest ślepa. Zewsztą nie ona jedna.
- Co masz na myśli.
- Nie warzne.
- Louis, jeśli ty coś wiesz..
- El - Jak na zawołanie do pokoju weszła Eleonor. Wywinął się skubaniec.
- Witaj Zayn. -Przywitała się.
- Hej El. Co cię sprowadza?
- Louis. Mógłbyś nas zostawić samych?- Lou wyszedł z pokoju cicho zamykając drzwi.
- Zayn, przyszłam tu do ciebie bo oboje z Louisem uwarzamy, że potrzebna jest ci pomoc.
- Nie rozumiem o czym mówisz - Jedynym rozwiązaniem było granie na zwłoke.
- Nie będę się z tobą bawić w kota i myszkę. Chodzi o to, że zakochałeś się w swoim najlepszym przyjacielu.
- Że niby w Louisie? El naprawdę nie masz się co martwić. On jest tylko twój.
- To nie są żarty. Mówię o Liamie i ty doskonale o tym wiesz.
- Dobra załóżmy, że to co mówisz to prawda. Jakie niby ma to znaczenie? Liam ma dziewczynę a ja jestem dla niego tylko przyjacielem. Koniec kwestii. Gdzie tu jakiś problem?
- Problem jest w tym, że cierpisz i jeśli twoje uczucia wyjdą za waszą dwójkę mam na myśli, że jeśli ktoś się o tym dowie to nie tylko ty i Liam na tym ucierpicie, ale też inni ludzie z którymi jesteście związani.
- El to nie tak owszem ja...ja.. Dobra to co powiedziałaś o moich uczuciach to prawda, ale nigdy nikt się nie dowie, a już na pewno nie może się o nich dowiedzieś Liam.
- A czy na miejscu Lima nie chciał byś wiedzieć?
- Nie...
- Obiad!!!- Do pokoju w najmniej odpowiednim momencie do pokoju wszedł Liam.
- Nie jestem głodny
-Musisz jeść żeby wzmocnić organizm i nie ma, że boli. El powiedz mu coś.
- Ma rację. Musisz jeść a i przemyśl to o czym rozmawialiśmy.
- Widzisz nie masz wyjścia.
- Nie będę jadł
- Jak nie po dobroci to będę zmuszony cię nakarmić.
- Śmieszne bardzo śmieszne.
- Nie wierzysz? Zobaczysz zaraz do ciebie wrócę. - wybiegł z pokoju, słychać było, że zbiega po schodach. Szczerze wątpiłem, że to zrobi jednak myliłem się. Po chwili wrócił z miska i łyżką.
- Dobrze się czujesz? Ty serio chcesz to zrobić?
- A czemu nie?
- Jest kilka logicznych powodów.
- Niby jakich?
- Po pierwsze mam ręce i mogę zjeść sam, po drugie to zupa je się ją łyżką a ty masz fobie z tego co wiem.
- Teraz to jest nie ważne. - Usiadł obok mnie i czekał na moja reakcje, posłusznie usiadłem i dałem się nakarmić. To było nawet słodkie, mógłbym spożywać tak każdy posiłek do końca życia, ale niestety to było niemożliwe.
Sen śniadanie leki spanie obiad spanie kolacja i znów sen cykl powtarzający się przez chyba 8 dni. Mimo, że byłem już w owiele lepszym stanie nadal musiałem leżeć w łóżku. Payno tak jak obiecał opiekował się mną Codziennie przynosił mi do pokoju jedzenie picie, pilnował bym wziął leki. Jednak nie byłem zachwycony tym co się działo, za bardzo się w niego wkreciłem i za każdym razem gdy był miły czy opiekuńczy doszukiwałem się drugiego dna. Którego rzecz jasna nie było. To tylko moja chora wyobraźnia zachodziła za daleko.
Obudziłem się po południowej drzemce, która jak się okazało była troszkę dłuższa niż powinna. Przetrałem oczy. I tak jak wyśniłem On był obok mnie.

czwartek, 10 września 2015

Rozdział 25

   W nocy obudziły mnie krzyki i śmiechy chłopaków. Obróciłem się by sprawdzić czy Liam leży obok mnie, ale miejsce gdzie powinien być było zimne i puste. W pierwszej chwili ogarnęła mnie panika, ale usłyszałem znów śmiechy z dołu i pomyślałem że pewnie siedzi z resztą, postanowiłem iść sprawdzić co wywołuje tyle zamieszania. Wciągnąłem na siebie szare dresy, podążając korytarzem a następnie schodami w dół zmierzałem do salonu. Ku mojemu zdziwieniu nie widziałem tam Li. Chłopaki w najlepsze bawili się grając na PS. Panicznie rozejrzałem się po raz kolejny po pomieszczeniu w poszukiwaniu Payna, nie było go. Przeszukałem  kuchnie łazienkę i wszystkie inne pomieszczenia ale nigdzie go nie było. Wróciłem do pokoju po telefon by zadzwonić do niego. Jeden sygnał, drugi, trzeci
 - Cześć tu Liam  nie mogę teraz odebrać jeśli chcesz pozostaw wiadomość albo zadzwoń później.
 Rzuciłem telefon na łóżko. Chodziłem w kółko po pokoju nie wiedząc co robić. Miałem kilka opcji, albo iść go szukać sam albo zadzwonić do wszystkich znajomych czy nie ma go u nich lub poinformować pozostałych, że Li zniknął. Po dłuższym rozmyślaniu wybrałem pierwszą opcje. Szybko ubrałem przypadkowe ciuchy i cicho wymknąłem się z domu. Nie miałem planu gdzie udać się najpierw, w mieście było mnóstwo miejsc, które szatyn uwielbiał i często odwiedzał. Nie wiedziałem gdzie iść najpierw, bałem się, że coś mu się stało. Musiałem się ogarnąć. Wziąłem kilka głębokich wdechów i ruszyłem przed siebie.
 Po trzech godzinach poszukiwań przeszedłem już połowę jego miejscówek, niestety jego nigdzie nie było. W drodze z jednego miejsca do drugiego dzwoniłem kolejno do znajomych pytając czy widzieli Payno, jednak nikt go nie widział. Robiło się coraz chłodniej, a moja skórzana kurtka niewiele mi pomagała. Spojrzałem na zegarek była 4:15 a na niebie pojawiły się ciemne chmury które nie wróżyły nic dobrego. Przeanalizowałem odwiedzone miejsca by rozplanować dalsze poszukiwania. Ruszyłem w stronę wzgórza z którego rozpościerał się widok na horyzont i większą część miasta. W nocy wyglądało ono z  góry na bardziej żywe niż w dzień, światła ulic oraz domostw i wielkich korporacji rozwijały poświatę nad całym widokiem. Myśl że Li jest gdzieś tam sam pośród zgiełku nocnego życia przyprawiało mnie o strach. Czy na pewno nic mu nie jest? Pytałem sam siebie ale nie umiałem odpowiedzieć. Z minuty na minutę coraz bardziej ogarniała mnie panika. Czy to wszystko przez kłótnię z Sophią ? On przecież ją bardzo kocha więc na pewno o to chodzi. Teraz jednak moją zazdrość przyćmiło coś innego. Bałem się, naprawdę się bałem, że mógł by zrobić coś głupiego. Zacząłem biec przed siebie chciał bym mieć super moc i przemieszczać się w ekspresowym tempie by móc szybciej przeszukać wszystkie miejsca. Biegłem tak szybko, że nawet nie poczułem jak zaczęło mrzeć a następnie jak krople stawały się coraz większe i większe na dobre zaczęło lać a do tego doszły grzmoty i lodowaty wiatr, ale biegłem dalej nie mogłem się poddać musiałem go znaleźć. Zatrzymałem się na chwilę żeby spojrzeć gdzie jestem. Znajdowałem się niedaleko domu na placu zabaw na którym czasem przesiadywaliśmy, strach w mojej głowie przysłoniły na chwilę wspomnienia z których wyrwał mnie grzmot spojrzałem w górę i usiadłem na brzegu piaskownicy niebo przecięła błyskawica, byłem cały przemoczony i w dodatku zacząłem kichać, dreszcze uniemożliwiały rozgrzanie się. Podniosłem się chcąc wznowić poszukiwania jednak po chwili moje nogi odmówiły posłuszeństwa tak jak i reszta ciała. Czułem, że moje powieki opadają, nie byłem w stanie nic zrobić, chwilę przed utratą przytomności ujrzałem moich przyjaciół biegnących ku mnie.
 Ocknąłem się w domu, leżąc okryty kilkoma kocami. Chciałem się podnieść jednak moje ciało nadal ze mną nie współpracowało. Byłem cały obolały, jakbym spał na kamieniach. Spojrzałem na zegarek stojący nieopodal, jednak nie widziałem którą godzinę wskazywał.  Wszystko było zamazane.
- W końcu się obudziłeś- usłyszałem cudzy głos
- Kto tu jest?
- Niezbyt mądrze postąpiłeś wiesz?- nikogo nie widziałem, jednak ten ktoś nadal do mnie mówił.
- Kim jesteś?
- Nie wiesz że to nie ładnie grzebać w czyiś rzeczach ? Może to być nawet groźne nie uważasz?  - usiłowałem się podnieść do pozycji siedzącej ale czułem jakby ktoś siedział mi na klatce piersiowej uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Chciałem krzyczeć ale nie mogłem, Nie miałem pojęcia o co chodzi, rozglądałem się po pokoju w rogu zauważyłem ciemną postać, która powoli zbliżała się do mnie. Sylwetka nic mi nie mówiła, nie znałem tego kogoś, jednak wyglądało na to, że on zna mnie bardzo dobrze. Postać zniknęła kiedy drzwi do pokoju sie otworzyły a do środka wszedł Louis.
- Wreszcie się obudziłeś. Za chwile powinien przyjechać lekarz. Swoją drogą to należy ci się solidny opieprz stary. Co ty sobie wyobrażasz? Sam w środku nocy? Co ty wyprawiasz? Jesteś osłabiony, lekarz kazał ci leżeć w domu a ty wychodzisz? Pogięło cię do reszty?
- Ja.... szukałem Liama.
- Wiem, ale nie zmienia to faktu, że mogłeś nam powiedzieć poszlibyśmy go szukać. Nie musiałbyś się narażać. To było nieodpowiedzialne.
- Kto jest w domu?
- Tylko my a czemu pytasz?
- Nikt nie przyszedł? Nikt nie był w pokoju? - zapytałem spanikowany
- Nie. A coś się stało?
- Wszystko jest ok. Liam już wrócił?
- Niestety nadal go szukamy.
- Powiadomiliście policje? Muszę iść go szukać. Co jeśli coś mu się stało i leży gdzieś nieprzytomny? Albo ktoś go napadł i pobił.
- Uspokój się! Chłopaki go szukają cała ekipa nam pomaga. Ty musisz teraz leżeć i odpoczywać bo przy takim trybie życie niedługo nam wykorkujesz, a tego by nikt  nie chciał.
- Ale ja muszę
- Zayn nic nie musisz, wiem że to nie jest łatwe, bo pewnie gdyby zniknął ktoś kogo kocham tez nie potrafiłbym usiedzieć na tyłku ale niestety nie masz innego wyjścia Liam się znajdzie. Z reszta jest już dorosły i wie co robi. Na pewno jest cały i zdrowy. Nie masz się o co martwic. Ja idę na dół zobaczyć czy lekarz już przyjechał.
  Po chwili Lou wrócił do pokoju z Adamem. Który spojrzał na mnie tak jakbym wyglądał jak trup.
- Chłopie coś ty najlepszego ze sobą zrobił?
- Nic?
- Wyglądasz jak ostatnie nieszczęście. Co cię podkusiło, że łazić w ten deszcz po dworze? Na głowę upadłeś? - mówił wyciągając przybory potrzebne mu do badań.
- Możesz przestać? Już Lou zrobił mi wykład.
- I prawidłowo. Chcesz się wpędzić w zapalenie płuc?
- Nie, ale....
- Żadnego ale. Podciągnij koszule bo muszę cie osłuchać.
Po 30 minutach Adam opuścił mój pokój zostawiając w pokoju stertę kartek i karteczek z lekami jakie mam zażywać oraz zaleceniami co mi wolno czego nie i tym podobne. Znów pozostałem sam, nie jednak nie sam były jeszcze miliony myśli które plątały się w mojej głowie. Nadal nie było nic wiadomo na temat Liama. Martwiłem się i to strasznie. Leżałem wkurzony na chłopaków, którzy nie pozwalali mi się ruszać z łózka. Chciałem wstać i dalej szukać Li. Wpatrywałem się w sufit i zastanawiałem się gdzie in mógł pójść. Sophia odpadła już wczoraj, obdzwoniłem chyba wszystkich i nikt go nie widział.
Miały kolejne godziny bez znaku o Li. Odchodziłem od zmysłów. Nie  byłem w stanie myśleć o niczym ani nikim innym. Moje myśli krążyły tylko wokół niego. Zbliżała się już 9 na dworze panował zmrok, ulice były teraz jeszcze bardziej niebezpiecznie niż w dzień. Nie mogłem dalej leżeć bezradnie. Powoli podniosłem sie z łóżka i poszedłem w kierunku szafy. Ubrałem czarne spodnie, T-shirt oraz bluzę, która jak się po chwili okazało nie należała do mnie tylko do Payno. Nie to że przeszkadzało mi chodzenie w jego ubraniach ale mógłby to dziwnie wyglądać. Postanowiłem ją zmienić by nie wzbudzać niepotrzebnego zaciekawienia. Cichutko opuściłem pokój. Zszedłem do kuchni po drodze zabierając niewielką torbę by schować do niej jedzenie i coś do picia. W pobliżu nie było nikogo. Szybko spakowałem najważniejsze rzeczy do torby i udałem się do wyjścia otworzyłem drzwi sprawdzając czy nikt nie schodzi z góry powoli opuszczając dom. Kiedy odwróciłem się zobaczyłem ciemną postać stojącą w oddali. Z początku wystraszyłem się, że to któryś z chłopaków, ale kiedy przeszedłem koło tego kogoś nie zwrócił na mnie uwagi. Odetchnąłem z ulgą i ruszyłem przed siebie.
- Dokąd to się wybierasz ?- usłyszałem zza siebie głos  nieznajomej osoby. Miałem wrażenie, że już kiedyś gdzieś słyszałem ten głos,ale było to raczej niemożliwe. Postanowiłem zignorować to i iść dalej.
- Ignorujesz mnie? Nie ładnie, nie wiesz, że powinno się odpowiedzieć na pytanie?
- Nie znamy się więc, nie muszę odpowiadać na zadane pytanie. - odparłem bez namysłu
- Jestem *JJ - mimo odzewu nieznajomego i tak nadal go ignorowałem i szedłem przed siebie.
- Nie przedstawisz się?
- A powinienem?
- Ja się przedstawiłem, więc czemu ty miałbyś tego nie zrobić?
- Ja...-Nie zdążyłem dokończyć bo przerwał mi kolejny głos tym razem znajomy.
- Zayn! Dokąd Ty się do jasnej cholery wybierasz??
- Rozmawiałem właśnie z..- W tym właśnie momencie zorientowałem się, że koło mnie nikogo nie ma. To było co najmniej dziwne, ale nie miałem czasu się nad tym zastanowić bo Lou wziął mnie za habety.
- Nie wiesz jak to twoje włóczenie może się skończyć??!!
- Wiem, ale..
- Nie ma żadnego ale! Czy nie możesz nam zaufać?! Znajdziemy go tak! A ty powinieneś leżeć w łóżku a nie znów wychodzić poza teren swojego pokoju!! Nie pamiętasz co powiedział Adam!?
- Dobra już wracam tak? Nie musisz się na mnie drzeć jakbym był twoim dzieckiem!
- Najwyraźniej musze bo nic do ciebie nie dociera!
- To do ciebie nie dociera, że się martwię. Nie mogę o niczym innym myśleć tylko o nim zrozum to w końcu!
- Zayn doskonale cię rozumiem, też jestem zakochany jakbyś nie wiedział ale nie możesz narażać swojego zdrowia a co gorsza życia żeby go znaleźć. Wracamy do domu a ty idziesz do łóżka i nigdzie, ale to nigdzie z niego nie wychodzisz chyba, że ci na to pozwolę.
- Będziesz teraz robił za moja nianie? Wiesz, że jej nie potrzebuje.
- Ostatnio odnoszę inne wrażenie. Nie rozumiesz w jak poważnym stanie jesteś?
- Mam swoje powody by tak robić
- Wierz mi, że on nie jest powodem dla którego masz się zaniedbywać. Zayn nie widzisz, o cie niszczy. Ta miłość jest niemożliwa zrozum to w końcu.
- Sam jesteś niemożliwy. Zazdrościsz czy co?
- Niby czego? Tego, że osoba którą kochasz ma cię w dupie? Ni kocha ciebie? Tego mam ci zazdrościć? Nieodwzajemnionej bolesnej miłości?
- Ja wiem, że on coś do mnie czuje! Nie jestem mu obojętny!
- Stary on ma dziewczyne! Nie jest homo czy bi zrozum to on cie nie pokocha tak jak ty jego! A teraz wracamy do domu i koniec tej bezsensownej rozmowy.
 Louis zaprowadził mnie do pokoju i położył do łóżka po czym przyniósł ciepłą herbatę i talerz z kanapkami. Postawił wszystko na szafce nocnej a sam usiadł na parapecie wyglądając za okno. Nie chciałem mu przeszkadzać chociaż w sumie sam już nie wiedziałem czy by tak było. Zacząłem zastanawiać się dokąd mógł udać się Liam. Nie było go już długo, zaczynałem się bardzo o niego martwić, bo nie było normalne to, że znika na dłużej niż 12 godzin i tak zazwyczaj był u Sophii. Teraz nie było możliwości by tam był. Po dłuższych rozmyślaniach zasnąłem.
Obudziło mnie delikatne smeranie, ktoś głaskał mój policzek. Otworzyłem powoli oczy ze względu na jasność panującą w pokoju.
- Liam?

*JJ czytaj DżejDżej
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Troche zawalamy bloga. Tak wiemy ale na prawde nie mamy jak prowadzic go dalej. Pracujemy uczymy sie i tak na prawde nie mamy czasu nawet by spotka sie ze soba. Jednak staramy sie jakos prowadzic bloga. 


Mam nadzieje ze zrozumiecie nas i zostaniecie z nami.
Teraz blog jest rownież prowadzony na wattpadzie
Niebawem będzie tam już zgodnie z tym co jest tutaj.
Wgl jak rozdział? Podoba się?


Do następnego rozdziału
 Wika i Emi xx



piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 24

Gdy drzwi się zamknęły siedziałem jeszcze chwile w wannie zastanawiając się co też mógł mieć na myśli, ale zaraz dałem sobie z tym spokój, bo moje myśli zajęła wizja snu który miałem. Cóż jednak musiałem stwierdzić, że była to jedna z normalniejszych rzeczy w moim życiu w ciągu ostatnich paru dni. Wyszedłem z już trochę chłodniejszej wody, musiałem trochę siedzieć w tej wannie skoro jej temperatura tak spadła. Chłód posadzki okazał się nieznośny dla rozgrzanych stóp szybko założyłem kapcie i owinąłem się w pasie ręcznikiem rozglądając się za czystymi ubraniami, ale ku mojemu niezadowoleniu okazało się, że zapomniałem ich ze sobą wziąć. Pozostawało mi jedynie wyjść w tym nikłem stroju z łazienki. Uchyliłem drzwi sprawdzając czy Liam jest nadal w pokoju. Siedział na łóżku i trzymał, a raczej warzył w dłoniach dziennik, który zabrałem ze sobą wracając ze strychu. Ciekawość sprawiła, że zapomniałem na chwilę, iż jestem praktycznie nagi nie licząc skąpego białego ręcznika wokół bioder i kapci. Wszedłem do pokoju co nie umknęło oczywiście uwadze Li który bacznie zmierzył mnie wzrokiem. Cholera miękłem z każdym krokiem. Co on ze mną wyprawia, gdyby nie to że mam ciemną karnację pewnie bym się zaróżowił na twarzy. Jego oczy kryły w sobie coś czego nie mogłem określić, była to mieszanina odczuć.
-Ekhem.-Odchrząknął widząc że się w niego wpatruję
-No to jak otwieramy?
-Do dzieła.-Usiadłem koło niego.
Liam otworzył dziennik. Strony były pokryte czarnym atramentem. Równe pismo wyglądało bardzo schludnie.
-No to czytamy. Który z nas czyta na głos?
-Ok no to do dzieła-wręczył mi dziennik.
-Otwieramy?
-Co?
-No dziennik.
-Tak, poczekaj tylko się ubiorę.
 Niezgrabnie podszedłem do szafy wyjąłem czyste ubranie i usiłowałem założyć bokserki pod ręcznik, gdy mi się to udało zarzuciłem szybko pierwszą podkoszulkę jaka wpadła mi w ręce i spodnie od dresu. Liam siedział na łóżku z lekko opuszczoną głową i powiekami tak, że mogłem  mu się chwilę przyjrzeć, boże jaki on jest piękny. Jak by na moją komendę, jak by słyszał moje myśli podniósł wzrok. Zrobiło mi się głupio, że tak na niego patrzę i  musiałem jakoś wybrnąć.
-Trochę tu gorąco- Podszedłem do okna i otworzyłem je na oścież. Dało mi to chwilę na obmyślenie planu odwrócenia jego uwagi.
-Może ja- zgłosiłem się.

 "Dzisiaj znowu było to samo cały dzień ten pacan się mnie czepiał. Nie mam pojęcia o co mu chodzi? Jestem jakiś trędowaty czy co? Mam już tego pomału dosyć. Próbuje być twardy, nie pokazywać, że mnie to rusza no ale ile tak można? Ile mogę udawać kogoś innego? Niektórzy potrafią tak całe życie, ale nie ja. Nie jestem taki. Chciałbym w końcu wszystko  powiedzieć, powiedzieć całą prawdę matce i wszystkim innym. Nie wiem czy długo tak jeszcze wytrzymam, ale wiem jedno muszę czekać jak najdłużej będę potrafił. Muszę dla S. Nie mogę stracić najważniejszej osoby w moim życiu."

- O co w tym chodzi?- Przerwałem czytanie wpisu w dzienniku
- Nie mam pojęcia.
- Czytamy dalej? - zapytałem
- Nie jestem pewnie czy to dobry pomył- odparł Liam
- Może czegoś jeszcze się dowiemy.
- Masz racje ale nadal mam wątpliwości czy w ogolę powinniśmy ruszać ten dziennik. To nie należy do nas. To naruszanie
- Tajemnicy zmarłych tak wiem mówiłeś ale nie jestes ciekawy o co mogło  chodzić?
- No dobra ale tylko fragment. - Uśmiechnąłem się i wróciłem do czytania. W momencie kiedy zacząłem czytać pierwsze zdanie nagle zapadła ciemność. Moje serce znacznie przyśpieszyło. Instynktownie przysunąłem się do Liama. Byłem przestraszony jak małe dziecko, z resztą Liam chyba też. Siedzieliśmy w ciemności nie odzywając się do siebie. Słyszałem bicie serca Li, albo to było moje sam nie wiem. Wstałem z łóżka by zobaczyć co się dzieje. Na całej ulicy było ciemno. Podszedłem do okna i wychyliłem się przez nie. Ciemność totalna.
- Wszędzie ciemno - powiedział Liam wprost do mojego ucha
- Jeju ale mnie wystraszyłeś.
- Taki straszny jestem? - zapytał a ciepłe powietrze oplotło mój kark. Po moim ciele przeszły dreszcze.
- Boisz się?
- Nie. - odpowiedziałem szybko odchodząc od okna
- Kłamiesz.
- Nie boje się, kto się boi ciemności.
- A kto mówił o ciemności? - Oniemiałem. Nie miałem pojęcia o co może mu chodzić. Jeśli nie o to, że jest ciemno
- Nie wiem co masz na myśli.
- Doskonale... - Nie dokończył bo do pokoju wszedł Louis z latarką
- Chłopaki jest awaria.... co tu się dzieje?
- Nic
- Uznajmy, że wam wierze, wracając jest awaria i prądu nie będzie do jutra, więc miłej nocy. - powiedział śmiejąc się z nas, a raczej ze mnie. Louis jako jedyny wiedział, że panicznie boje się ciemności. Zawsze gdy było zgaszone światło, a ja musiałem przejść przez korytarz żeby je włączyć biegłem jak najszybciej z zamkniętymi oczami i otwierałem je dopiero wtedy gdy je zapaliłem.
- Na pewno będzie miła - powiedział Li zamykając drzwi
- Dowiem się o co ci chodziło?
- Może najpierw znajdź jakąś latarkę?
- Jest w szufladzie.
- Jest ich tu około 10, mógłbyś sprecyzować?
- Dobra sam ją znajdę. - Podszedłem do biurka i wyciągnąłem źródło światła na najbliższe kilka godzin. Liam w tym czasie odłożył dziennik na szafkę nocną i sięgnął coś z szafy.
- Daj mi latarkę.
- Po co?
- Musze iść się wykąpać.
- W zimnej wodzie? Nie ma prądu więc nie ma ciepłej wody.
-  No tak, no cóż będę musiał poczekać do rana.- powiedział ściągając w tym samym z siebie koszulkę. Na ten widok delikatnie przygryzłem wargę. Jego piękne ciało lśniło w blasku latarki. każdy fragment jego ciała był idealny. Przestałem gapić się na niego tylko dlatego, żeby nie zorientował się co robię. Ciężko byłoby z tego wybrnąć. Liam wciągnął na siebie szare spodnie dresowe i położył się na łóżku.
- Nie idziesz spać?
- Co?
- Pytałem czy nie idziesz spać.- Odparł rozbawiony. Znowu się zawiesiłem fantazjując o nim. Dłużej tak być nie może.
- Idę spać, przecież...
- No to się kładź i gaś tą latarkę a nie stoisz jak słup
- Już,chwile - Zachowaniem przypominałem małego dzieciaka który słucha starszego brata. To było mega żałosne.

 Następnego dnia obudziłem się dość późno bo około 12. Li nie leżał już koło mnie, nie dziwota niezły z niego ranny ptaszek. Podniosłem się na łokciach i zauważyłem malutką karteczkę na szafce nocnej.

Chłopaki pojechali do studia a ja na zakupy. Śniadanie masz zrobione na dole w kuchni  ~`Liam


Nie śpiesząc się wziąłem poranny prysznic i ubrałem się po czym udałem do kuchni. Schodząc po chodach usłyszałem trzask w salonie. Myślałem, że to Liam wrócił z zakupów i siedzi w salonie, jednak myliłem się. Wszedłem do salony i ujrzałem pijaną Sophie. Stanąłem bliżej ściany bym mógł ją obserwować, ale jednocześnie być niezauważonym. Wyraźnie było widać że czegoś szukała.Przekopywała każdą szafkę, szufladę przez kanapę po książki stojące na regale. Ledwo trzymała sie na nogach. Przez nieuwagę strąciłem wazon stojący na szafce w korytarzu.
- Kto tu jest? - zapytała. Wszedłem pewnym krokiem do salonu, bynajmniej wydawało mi się że taki był.
- Co ty tu robisz?- wybełkotała
- To chyba ja powinienem ciebie o to zapytać, jakby nie patrzeć jestem w swoim domu a ty tu wtargnęłaś. To jet chyba włamanie czyż nie? Jesteś pod wpływem alkoholu...
- Miałam klucze.
- Co nie zmienia faktu, że nie masz prawa tu przebywać bez niczyjej wiedzy a tym bardziej nie grzebać w szafkach.
- Ale..
- Widziałem. Czego szukałaś?
- Nie twój zasrany interes gnoju
- Uważaj co mówisz.
- Bo co?
- Nic chcesz się przekonać
- Grozisz mi?
- Nie ostrzegam. Masz 3 minuty aby opuścić dom inaczej dzwonie po policje.
- Myślisz, że się boje?
- Nie musisz się bać mnie - powiedziałem podchodząc do niej?
- O czym ty mówisz?
- Ciekawe co Liam powie kiedy dowie się co tu robiłaś. Sophia podniosła rękę by uderzyć mnie w policzek, ale ja  byłem szybszy i złapałem ja za nadgarstek.
- Nie będę powtarzał drugi raz. Wynoś się stąd
- Wróciłem - w domu rozległ się głos Liama
- Co tu się do cholery dzieje? - zapytał wyraźnie wkurzony patrząc na moją dłoń obejmującą nadgarstek dziewczyny.
- Nic, właśnie..
- On mnie uderzył!- wtrąciła żmija
- Co!? Ja nic ci nie zrobiłem. To ty wtargnęłaś do domu i zaczęłaś przeszukiwać salon w czasie kiedy ja spałem a na dodatek jesteś pijana!
- Nie kłam. Przyszedłeś i mnie uderzyłeś!
- Ty kłamliwa suko. Nie wstyd ci...
- Koniec! Już dość! Zayn idź robić to co miałeś zamiar a ty... ty wyjdź nie chce na ciebie patrzeć.
- Co?!
- To co słyszałaś. Wróć jak będziesz trzeźwa. Nie będziemy rozmawiali teraz. - Liam niemalże warczał na Sophie. Byłem bardzo zdziwiony tym faktem, w ogóle ostatnio dziwnie się zachowuje a ja oczywiście nie wiem dlaczego co jest jeszcze dziwniejsze bo Liam z reguły kiedy miał jakiś problem to mówił mi o tym, albo prędzej czy później któryś z chłopaków się wygadał a teraz nic kompletne zero. Nie zadowalał mnie ten fakt, ale myślałem, że to tylko głupie teorie, że może nic się nie stało a ja sobie wszystko zmyślałem. Wziąłem z kuchni jogurt i poszedłem do swojego pokoju. Liam nadal stał z nią w salonie i dość głośno dyskutowali o ile można to tak nazwać. Nie przysłuchiwałem się dokładnie jednak w pewnej chwili padło moje imię. Podszedłem do drzwi przysłuchując się ich rozmowie która przeradzała się w coraz to większa kłótnie.
- Nie interesujesz się mną tylko tym debilem. Kim on dla ciebie jest!? Nikim on jest obcy, a ja jestem twoją dziewczyną. To ja powinnam być na pierwszym miejscu, a nie jakiś chłopak którego tak na prawdę nie znasz!!
- Zayn jest dla mnie ważny! A ty? Gdzie byłaś w trakcie moich 16 urodzin? Taka wielka przyjaźń, tak bardzo mnie lubiłaś i co? Nie przyszłaś,ani ty ani reszta bo byłem popychadłem w szkole,  a ja głupi siedziałem i na Was czekałem. Byłem naiwny!!!
- Dobrze wiesz dlaczego nie przyszłam.
- Nie kłam, Becky powiedziała, że ten dzień spędziłaś z Nathanem. Nie wymiguj się moja mama widziała cię jak od niego wychodzisz!!! A teraz śmiesz mówić, że osoba która zrobiła dla mnie więcej niż ktokolwiek jest dla mnie nikim!! Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz! On zawsze mi pomagał nawet wtedy kiedy tego nie chciałem. Nigdy nie zostawił mnie samego. Mogłem go zwyzywać od najgorszych ale on zawsze był! Kocham go jak rodzonego brata!!! - Liam płakał, nie musiałem go widzieć by to stwierdzić. Ja to czułem.
- Bronisz damskiego boksera!
- Nie jest damskim bokserem, nie uderzył cię i oboje doskonale o tym wiemy, a teraz zbieraj swoje rzeczy i wynoś się! Nie chce cię widzieć! - Skąd on wiedział, że tego nie zrobiłem. Przecież go tam nie było. Wróciłem do łóżka, by Liam nie domyślił się że podsłuchiwałem ich kłótnie. Uruchomiłem laptop i zalogowałem się  na Twittera. Jak zwykle mnóstwo powiadomień, wiadomości. Nic nowego, napisałem kilka tweetów dałem follow kilku dziewczynom, miałem się już wylogować, ale tweet jednej z fanek zwrócił moją uwagę.
"Lophia to fejk Ziam jest prawdziwy i tylko on" po spodem widniało przerobione zdjęcie na którym rzekomo ja i Li trzymamy się za ręce. Zacząłem przeglądać twittera  na którym było wiele wpisów tego typu. Byłem w szoku, nigdy coś takiego nie dotyczyło mnie ani Liama, zazwyczaj tylko Harrego oraz Louisa. Wyłączyłem laptop i odłożyłem go na szafkę nocną, przykryłem się kołdrą po czym zasnąłem.
 Obudził mnie hałas dobiegający zza drzwi, wystraszyłem się bo huk byłe serio ogromny. Powoli wyszedłem na korytarz jednak nie spodziewałem się takiego widoku. Na korytarzu stał zapłakany Liam. Moje serce rozpadło się na miliard drobnych kawałeczków. Wokół było pełno szkła, spojrzałem na jego ręce po których spływała krew.
- Matko Liam...
- Zostaw mnie! Wszyscy mnie kurwa zostawcie!
- Liam uspokój się, daj sobie pomóc. Chodź do łazienki opatrzymy rany zanim wda się zakażenie.- mówiłem powoli do niego podchodząc
- Zostaw mnie!
- Li... chodź. - powiedziałem łapiąc go delikatnie za ramię. Podniósł wzrok, jego twarz była cała mokra od łez.
- Zo..
- Proszę chodź ze mną. - Brunet ustąpił i poszedł ze mną. Posadziłem go na toalecie i odszedłem po potrzebne rzeczy.Wychodząc z kuchni usłyszałem silnik samochodu Harrego. Przyśpieszyłem nieco by zdążyć posprzątać bałagan zanim go zobaczą, by uniknąć zbędnych pytań. Wbiegłem do łazienki, pozostawiłem ówcześnie zabrane rzeczy i wybiegłem nie tłumacząc nic Liamowi. Szybko uwinąłem się ze sprzątaniem i wróciłem do łazienki. Liam nadal płakał. To był najgorszy widok jaki kiedykolwiek sobie wyobrażałem. Nie pytałem o nic tylko od razu wziąłem się za opatrzenie ran na jego rękach. W pomieszczeniu panowała grobowa cisza przerywana co jakiś czas cichymi syknięciami Li. Owinąłem jego ręce bandażem po czym wyszedłem. Tak wiem powinienem z nim zostać porozmawiać, albo cokolwiek ale nie byłem pewien czy on tego chce, wolałem go zostawić na chwile samego. Otworzyłem okno, sięgnąłem po paczkę papierosów odpaliłem jednego siadając na parapecie. Kochałem widok z mojego okna. Pamiętam jak walczyłem o pokój z Niallem, który chciał go za wszelką cenę, jednak przekupiłem go kuponami zniżkowymi do Nando's. Widok był niesamowity. Niewielkie domki, wokół których znajdowały się piękne zadbane ogrody, dzieci bawiące się przed domami, matki wołające je do domu lub przyglądające się im z szerokim uśmiechem.
- Nie powinieneś palić - usłyszałem szept, spojrzałem w kierunku z którego dobiegł. Liam stał oparty o framugę drzwi od łazienki. Nie patrzył na mnie wzrok wlepiał w podłogę tak jakby była to najciekawsza rzecz jaką kiedykolwiek widział.
- Przepraszam.. ja nie...
- Nie szkodzi. - przerwałem mu w połowie.
- Szkodzi zniszczyłem wiele rzeczy i dodatkowo się na ciebie wydarłem, a ty chciałes mi tylko pomóc. To nie było fair. Przepraszam.
- Nie mnie powinieneś przepraszać. - nie wierzyłem, że to powiedziałem a jednak. Może miałem w sobie resztę dobroci dla tej zwierzyny zwanej Sophia.
- Słyszałeś?
- Trudno było nie słyszeć tak głośno krzyczeliście, że pewnie było Was słychać nawet poza domem.
- Nie powinieneś tego słyszeć.
- Stary to normalne, ludzie sie kłócą
- Wiem ale mimo to nie powinieneś być tego świadkiem.
- Skąd wiesz, że jej nie uderzyłem?
- Bo wiem.
- To nie jest odpowiedź.
- Jest.
- Liam.
- Byłem tam, ale nawet gdyby mnie nie było wiem że nie byłbyś zdolny, żeby uderzyć dziewczynę nawet jeśli jest nią Sophia.
- Może jednak byłbym zdolny
- Nie zrobiłbyś tego, wiem o tym. Nawet jeśli powiedziałbyś,że prawdą jest to co powiedziała Sophia - Zgasiłem papierosa i udałem się znów na łóżko. Liam zabrał swój telefon i wyszedł z pokoju, po chwili usłyszałem trzask drzwi frontowych i ryk odpalanego silnika samochodu. Postanowiłem do końca dnia pozostać w pokoju by nie spotkać się z niewygodnymi pytaniami na temat Liama.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam w kolejnym rozdziale!!!!
Rozdział nieco dłuższy ale to chyba dobrze czyż nie? Wpadłam ostatnio w wir weny i szybko chyba z niego nie wyjdę :D
BLOG NIE ZOSTANIE USUNIĘTY!Cieszycie sie? Bo my bardzo :D
Jak rozdział podoba się? Chcecie next?  Komentujcie udostępniajcie i wgl z resztą wiecie co robić!!!


Kochamy Was ❤❤❤❤❤❤❤
Wika i Emi xx

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 23

Proszę przeczytajcie notke :D 
  Liam przyśpieszał za każdym razem gdy słychać było jej głos. Byłem zdezorientowany, trudno było się w tym wszystkim połapać, zmiany nastroju przypominały kobietę w ciąży . Kroki niosącego mnie Liama cichły w grubym materiale dywanu ścielącego korytarz. Bezpieczna przystań zbliżała się coraz bardziej. Moje serce kołatało się w piersi z radości i podenerwowania, jednak moja ekscytacja szybko przygasła gdy Liam skręcił w boczny korytarz który prowadził na strych. Ehh i romantyczną wizje bombki strzeliły. Zacząłem się głowic co takiego może być na zakurzonym brudnym strychu. Nie mogłem znaleźć odpowiedzi, ale jedno było pewne zaraz miałem się o tym przekonać. Liam zbliżał się do starych dębowych drzwi, nie można było zaprzeczyć, że ten dom miał w sobie niesamowity urok. Drzwi szybko ustąpiły a za nimi ujrzałem długie zakurzone stopnie prowadzące na górę. No tak pełno kurzu i zapewne pajęczyn. Li zamknął za nami drzwi co okazało się dla mnie niczym przyjemnym bo musiał mnie do tego odstawić na ziemię, a jego ramiona były dla mnie jak oaza. Szybko jednak wróciłem w jego objęcia. Schody były długie, ale wąskie więc musieliśmy uważać a raczej to mój bodyguard musiał uważać żebyśmy nie polecieli do tyłu. Kiedy znaleźliśmy się na samej górze nadal nie wiedziałem po co akurat tutaj mnie zawlókł, była tu sterta pudeł stare szafy I parę osobno stojących obrazów, czyli nic specjalnego. Okno naprzeciw mnie chyba wychodziło na podwórze nie byłem jednak tego pewny. W sumie gdyby doprowadzić ten pokój do stanu używalności można by tu było zrobić jakąś bawialnie czy coś. Moje rozmyślania na temat wygospodarowania przestrzeni przerwał mi Li który powoli posadził mnie na jednym z pudeł, a sam usiadł na drugim, oparł łokcie o kolana ukrywając twarz w dłoniach. 
- Liam co się stało? - Teraz już naprawdę byłem skołowany.
-Nic, po prostu jestem zmęczony od paru dni nie mogłem spać - skłamał. Widziałem, że to co powiedział nie było prawdą, ale nie chciałem drążyć tematu.
- Oh - tylko tyle udało mi się wykrztusić bo spojrzał na mnie bardzo smutnym wzrokiem.

- Tak właściwie po co tu jesteśmy? - przerwałem panującą ciszę
- Chciałem ci coś pokazać. Znalazłem to bardzo dużo ciekawych rzeczy, ale najlepszą z nich jest pamiętnik.
- Pamiętnik? - Czy on sobie żarty stroi?
- Tak. Widzisz jednego nie wiedzieliśmy o byłej właścicielce naszego domu.
- Mianowicie?
- Miała ona syna.
- Ale przecież...
- Tak wiem podobno była samotna, ale pamiętnik a raczej dziennik który znalazłem należał do jej syna.
Widzisz gdy go znalazłem poszedłem do tutejszej biblioteki i znalazłem informacje na temat tej rodziny.
- Czego takiego się dowiedziałeś? - zaczynało się robić coraz ciekawiej?

- Bądź cierpliwy to zaraz ci wszystko opowiem.
- Ok
- Pani Jefferson nie miała nigdy męża była samotną kobietą, ale jakimś cudem zaszła w ciąże nie wiadomo było kto jest ojcem, plotki głosiły, że był nim przejezdny doktor, który akurat prowadził badanie jakieś tam nie pamiętam o co chodziło, ale tak rzekomo to wyglądało. Pani Jefferson postanowiła widocznie wychować dziecko samotnie, ponieważ 9 miesięcy później na świat przyszedł James. Znalazłem wzmianki, że był on nie zbyt grzecznym dzieckiem, a później młodzieńcem który wdawał się w bójki i rozrabiał jak się dało.
- Co się z nim stało? - Nie wytrzymałem
- Popełnił samobójstwo. Z tego co się dowiedziałem przedawkował leki nasenne.
- Nikt go nie uratował?
- Z tego co się przeczytałem wynika, że tego feralnego wieczoru pani Jefferson była w jego pokoju
- Dlaczego nic nie zrobiła?
- Myślała, że śpi.
- Jak to?
- James wziął leki nasenne popił wódka i położył się. Każdy by myślał, że po prostu zasnął.

- Dlaczego to zrobił?
- Właśnie tego się nie dowiedziałem, nie było podanego wyjaśnienia ale wydaje mi się że w tym znajdziemy informacje na 
ten temat - powiedział podając mi do ręki stary dziennik.
- Ciekawe o co mogło chodzić.
- Nie wiem, ale na pewno się dowiem, ale teraz wracamy bo zaraz zaczną przewracać dom do góry nogami.
 Cała ta historia niesamowicie mnie zaciekawiła. Byłem pewny, że rozwiązanie zagadki śmierci syna Pani Jefferson będzie odskocznią od zamętu w moim życiu. Nie wiedziałem jednak jak bardzo się mylę

 Gdy zeszliśmy po schodach na dół, a raczej jedna z nas szło a drugie było niesione i niesamowicie z tego faktu zadowolone ruszyliśmy korytarzem i niestety spotkaliśmy na swojej drodze ostatnia osoba jaka miałem nadzieje zobaczyć. Sophie szła pewnym krokiem w naszym kierunku. Pewnie mi się zdawało, ale miałem wrażenie, że Liam przytulił mnie mocniej do siebie gdy tylko ją zauważył, ale byłem pewny, że za to wrażenie odpowiedzialna jest moja wyobraźnia.
- Wszędzie was szukałam. Jak się czujesz Zayn? Mam nadzieję, że szybko wrócisz do formy - Powiedziała zjadliwym tonem żmija, nie mogłem zmarnować okazji by się na niej delikatnie odegrać za to, że jest tak bardzo wredna.
- Na pewno szybko to nastąpi jeśli Li będzie dalej się mną tak opiekował - uśmiechnąłem się do niej zjadliwie
- Kochanie Zayn chyba sobie już jakoś poradzi. Chodźmy gdzieś na kolację, do jakiejś dobrej restauracji. - odparła z wymuszonym uśmiechem, małpisko kombinuje jak może żeby trzymać Liama jak najbliżej siebie. Niestety nic z tym faktem zrobić nie mogłem, w końcu to jej chłopak.
- Wiesz co jestem dzisiaj naprawdę zmęczony, więc może to przełożymy? Po za tym muszę pomóc Zaynowi. Zadzwonię do ciebie jutro.

- Akurat!! Ostatnio nie odbierasz ode mnie telefonów, nie wiem co się  z tobą dzieje, nie karz mi kazać ci wybierać. Wiesz, że jestem do tego zdolna.
- Tak wiem, ale ty nie wiesz jaka będzie odpowiedź - Zatkało mnie i ją najwyraźniej też bo już nic nie powiedziała tylko stała jak wryta, a Li zgrabnie ją wyminął zmierzając do naszego pokoju. Nie wiedziałem co powiedzieć po tej krótkiej konkretnej wymianie zdań, więc drogę do pokoju przemierzyliśmy w ciszy. Gdy przekroczyliśmy próg zobaczyłem, że nastąpiła tu pewna zmiana, mianowicie łóżko, które stało w pokoju nie należało do mnie. Na środku pokoju stało wielkie... łoże tak inaczej tego nazwać nie można. Gdy spojrzałem na Liama miał skruszoną minę.
- Wybacz zapomniałem ci o tym powiedzieć, widzisz remont zachodniego skrzydła jeszcze się przedłuży więc pozwoliłem sobie zadbać o trochę więcej wygody i kupiłem nam łóżko - Li posadził  mnie na owym łóżku

- Nie no spoko. Tylko tak trochę mnie zatkało.
- Wiem. To może ja się go pozbędę..
- Nie, nie może być, jest okey.
- Na pewno?

-Tak. Teraz lepiej spójrz co mam.
- Nie wierze, zabrałeś stamtąd dziennik?
- Tak, chciałem się czegoś więcej dowiedzieć.
- Zayn to jest naruszanie prywatności zmarłych.
- Niby tak, ale chyba zasługuje on na to, aby wszyscy wiedzieli dlaczego zginął.
- W sumie masz racje.
- Dobra, pójdę się umyć i razem go przeczytamy. Co ty na to?

- Ok. - Odpowiedział niemalże szeptem.  Chciałem ruszyć w stronę łazienki, ale gdy się podniosłem zachwiało mną i upadłbym gdyby nie silne ramiona mojego Anioła.
- Może ci pomóc co? - Lu patrzył na mnie z uśmiechem, na chwile mnie zamroczyło,
- Dam sobie radę. - Chyba.. Z nim było by przyjemniej...
 Woda okazała się mieć zbawienny wpływ na moje mięśnie i rozdygotane nerwy. Ciepło rozchodziło się po moim ciele.Natłok myśli, które miałem w głowie nagle zaczął się rozpływać i myśli zasnuła mgła. Powoli odpływałem w stan niebytu. Chyba śniłem, nie byłem pewny, ale stałem w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Szedłem przed siebie. Im dalej byłem tym jaśniej robiło się w pomieszczeniu. Kiedy panował już półmrok zauważyłem przede mną postać. Nie wiedziałem kim ten ktoś był. Kiedy podszedłem bliżej, postać wyciągnęła przed siebie rękę, była ona cała sina. Chciałem za nią złapać ale wtedy poczułem zimną dłoń na swoim ramieniu.
- Zayn!! - Poczułem na ramieniu zimną dłoń. To był sen, tylko sen.
- Znowu spisz w wannie? Utopisz się kiedyś - powiedział lekko rozbawiony Liam. Najwyraźniej musiałem mieć zabawny wyraz twarzy.

- Tylko na chwile zamknąłem oczy- Zacząłem się tłumaczyć, ale na daremne bo surowy wzrok Liama mnie powstrzymał od dalszych tłumaczeń.
- Jak cię kiedyś znajdę tu martwego to cię uzdrowię a później samodzielnie uduszę
- Też cie kocham - odparłem cichutko licząc, że tego nie usłyszał.
- Wiem. - Powiedział Liam zamykając za sobą drzwi od łazienki.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wróciłyśmy!!!!!!
Jak rozdział? Podoba się? Jak sądzicie dlaczego syn Pani Jefferson sie zabił? I kim jest tajemnicza postać ze snu Zayna?


Jak widać pozbierałyśmy się już po tych wszystkich akcjach i dramach i znów dla Was piszemy. Jednak mamy do Was kolejne pytanie. Ze względu na ostatnią sytuację między Zaynem, Louisem  a NB i tym,iż wiele z fanek znienawidziło Zayna zastanawiamy się czy pisać nadal tego bloga, bo nie wiemy czy będziecie go czytać.
W komentarzach napiszcie czy chcecie abyśmy dalej pisały czy nie.
Nie chcemy przestawać pisać, ale jesli mamy pisać a nikt tego nie będzie czytał to nie ma to najmniejszego sensu.
Tak więc czekamy na wsze odpowiedzi w komentarzach :D
Kochamy Was <3
Wika i Emi xx



piątek, 27 marca 2015

INFORMACJA

Hej!

Przychodzę do Was ze złą wiadomością. Wraz z Emilką długo myślałyśmy czy aby na pewno to zrobić jednak w końcu podjęłyśmy decyzje.
W związku z wydarzeniami z dnia 25 marca 2015 postanowiłyśmy zawiesić działalność bloga.
Jest to spowodowane tym iż ja jako główna autorka nie jestem w stanie prowadzić go dalej, wiedząc że Zayn odszedł z zespołu. Pisząc to jest mi na prawdę przykro bo ten blog to całe moje życie. Napracowałam się nad nim, ale teraz musze go zawiesić.
Przepraszam wszystkich bardzo, ale ja na tą chwilę na prawdę nie jestem w stanie pisać dalszych rozdziałów zwłaszcza, że opisuje je jako Zayn.
ACZKOLWIEK jest to tymczasowe zawieszenie. Za jakiś czas może za tydzień może miesiąc wrócę do pisania. Muszę tylko najpierw doprowadzić się do normalnego stanu, bo teraz nie jestem w stanie nic robić.
Mamy nadzieję, że rozumiecie nasza decyzję i zostaniecie z nami. Jeśli nie to zrozumiemy to, chodź nie ukrywam, że będzie nam przykro.

Kocham Was <3

Trzymajcie się misie

Wika xx



#AlwaysInMyHertZaynMalik